czwartek, kwietnia 06, 2006

Ostatnie godziny internetu

Cóż postanowiłem się zebrać i napisać posta. Pewnie rano było by lepiej, ale nie będe już miał netu (szkoda wydawać 2 funciaków na ze 2 godziniki). Czas chyba podsumować dodkonania 10 tygodni (to już jutro koło południa)
1) Udało nam się dostać na zajęcia i to nawet na te co chcieliśmy. Teraz niby przyszła refleksja, że może trzeba było inne, ale ...
2) Mieszkam z super ludzmi. No dobra Chaki nie znam, bo jej nie widuje, ale lepszy niewidoczny współlokator niż, ktoś kto np. spać nie daje. Pozostali w skali 1-10 uzskali 11;)
3) Ludzie tu normalnie mówią. Znaczy na początku mówili dziwnie ale teraz jakoś ten english mi wszedł w head and nie mam problems ze zrozumieniem co do mnie mówią
4) Poziom zajęć - tragedia. Znaczy nie to że nie ma co robić tylko, że jest to nużące a nie trudne.
5) Jeżeli ktoś się spyta w pubie/klubie czy macie ochote na piwo StrongBow to odpowiedź brzmi jestem abstynentem i nigdy nie pije.
6) Wiewiórki tu są nieźle utuczone ale potrafią skakać z drzewa na drzewo (dowód mam)
7) Akademiki są drogie, ale jedzenie jest tanie
8) Okolica jest fajna. Miło się zwiedza i miło się spaceruje.
9) Jak jedziesz do Angli, żeby studiować informatykę koniecznie naucz się francuskiego. Może nie jest niezbędny, ale przydatny.
10) Park End jest lepszy niż Fubar
11) Ciekawe jakie będą egzaminy/wyniki itp? To nie podsumowanie ale prawie.
12) Jak mówisz nazwę tej uczelni to wymawiaj: Oxford Behmrerhmrehm University
Jeżeli chodzi o normalne życie z ostatnich dni to nic ciekawego poza tym, że strzeliłem sobie koszulke z wyczesnaym napisem:) Nie powiem jakim bo zepsuje przyjemność oglądania mnie;)
No to tyle. Za 48 godzin powinienem być już w Polsce. Nie bój się Anglio! WRÓCĘ TU!!!

wtorek, kwietnia 04, 2006

Impreza z francuskim zarciem

No tak wczorajszy dzien był cool. Wpierw załatwiliśmy mape. Hurra! Jeszcze tylko musze stworzyć 4 strony dokumentacji (bo strone juz mam) i bedzie drugi projekt z głowy:) Jeee! Wrócłem do domu i nie zrobiłem sobie obiadu (przepraszam mamo, ale zupełnie mi się nie chciało). Potem poskypowałem z Patysiem i przyszed przewodnik Łukasz, który zaprowadził mnie i Lecha do francuzów. Po co do francuzów? Bo mieliśmy iść z nimi do Park Endu. Cel został wykonany w 100%. Najfajniesze jest to, że dostaliśmy papu i Jacka Danielsa. Był kurczaczek, kartofelki, pomidorki i inne. Wielki respekt dla nich. Byli sami informatycy z Francji z jednym wyjątkiem: prawdziwym kolesiem z Oxfordu. Naprawde tacy istnieją i są mają niesamowity akcent. Francuski informatyczny rozumiem a szczególnie C'est compile (albo jakos tak;)). Dobra czas na Park End.
Po pierwsze staliśmy 40 minut w kolejce. Szlag. Kosztowało nas to 1 funta więcej i o mało nie musiałem podlać kolegów w kolejce - całe szczęście zdążyliśmy. W klubie sporo znajomych twarzy np: Krista, Ingrid, Jack, inni amerykanie, Dymitri, francuzi oczywiście też i to nie tylko ci z którym przyszliśmy.
Oczywiście rwałem wszystkich, a w zasadzie to byłem rwany. To "sukcesów" można zaliczyć jednego kolege, stół z tłumem osób, kilka piątek i dwie angielki. Jedna nawet bliżej - studiuje historie. Jak wiadomo gustuje w humanistach. Przy okazji informacja: proszę się nie zdziwić jak przy następnym spotkaniu z Łukaszem bądź Leszkiem dostrzerzecie u nich owłosienie w dolnej części twarzy.
No to tyle z wczoraj. Dziś przez to troche mało spanie zajęcia, które i tak były nudne były bardzo nudne. A co tam. Potem pomagałem Faroughtowi z XSLTem. Coś zrbiliśmy. Przy okazji pozanałem znów dwoje Polaków.
Z ciekawszych rzeczy o których nie wspomniałem: Park End jest przy dworcu, salutowanie prawą ręką to "respekt" lewą to ... , Polacy znają Marysylianke, a Francuzi i Polacy umieją Sowieckij Sojuz;), Jack uważa mnie za prawdziwego Godfather (po wyjaśnienie należy sięgnąć do filmu Old School).
No to tyle na dziś.