czwartek, marca 09, 2006

Wczorajszy wieczór i dzisiejszy dzień

Zaczne od tyłu bo dziejszy dzień można nazwać znów tym pięknym słowem: XSLT. Sponsorem z 6 godzin była zamiania łuku elipsy na kubiczną krzywą Beziera. Po porstu szlag człowieka trafia i ciągle nie działa. Trudno może jutro się uda. Sponsorem za to wieczora była Java i XQuery. Zdecydowanie bardziej wciągające, ale tak czy siak siedziałem dziś przed laptopikeim zdecydowaie za długo. Jutro od rana znów. Dobrze, że Patyś przyjeżdza w sobote:). To w sumie tyle na dziś.
Jeżeli chodzi o wczoraj to mówiąc uczciwie kończąc posta nie spodziewałem się nadchodzących wydarzeń. Wpierw zadzwonił Leszek albo Łukasz, że u nich jest impreza i żebym wpadał z wódeczką. Po obijałem się jeszcze z 10 minutek i stwierdziłem, że pójde. Jednak moja podróż skończyła się w mojej kuchni gdzie duża grupa Amerykanów (4 dziewczyny + 1 chłopak + Szwajcar) grali w karty w magiczną grę o nazwie spoons (po polsku łyżki). Głupia strasznie, ale dzięki temu bardzo fajna.
W pewenym momencie okazało się, że oni idą na jakieś urodziny i zaproponowali mi żebym poszedł z nimi. Na początku trochę oponowałem, ale ponieważ i tak nikt z towarzystwa nie znał solenizanta to zabrałem wódeczke i poszliśmy. Wpierw piłem z tym jednym amerykaninem, który dla ścisłości jest żydem polsko-rosyjskiego pochodzenia:)
Niestety jak doszliśmy do połowy butelki to okazało się, że on musi spadać. Ponieważ nikt inny nie chciał pić to zabrałem flaszke i poszedłem do mojego modułu. Ku mojemu zaskoczeniu okazało się, że Krista i Ingrid się też zabrały i one z chęcią napiją się Żubrówki:) Niestety po jakimś czasie (troche wódki i fajne gadanie) musiały gdzieś jechać, więc o 1 w nocy zostałem z ćwiartką flaszki i bez partnerów do picia. Wrzuciałem więc flaszke na swoje miejsce do zamrażalki i poszedłem spać.
Przynajmniej mam już po 6 tygodniach wypite 3/4 butelki.
p.s. Bardzo możliwe, że w ten weekend będę jedym lokatorem w swoim module:) Czyli Home Alone.

środa, marca 08, 2006

Koniec i początek weekendu

Dziś był pierwszy i ostatni szkolny dzień tego tygodnia. W sumie to wiele sie działo. Zajęcia nawet, nawet, choć na 4 Polaków 3 spało. Ja się ostałem bo trochę we mnie emocje buzowały przez jednego kretyna (coż już jest po sprawie i w sumie to się nieźle uśmiałem na koniec). Nie dostaliśmy ciągle courseworka bo człowiek-Wiewiór jeszcze go nie skończył, już prawie, ale jeszcze nie:)
Rozmowa ze Stańczakiem na temat MSC była nawet całkiem, całkiem obiecująca. Im bardziej przydusimy Duca i panią Mary Zajcek tym lepiej. 3majcie kciuki, a może się uda:)
Potem pojechaliśmy na małe zakupy, chłopaki jeszcze weszli do banku, potem zapłaciliśmy za akademik. Przy okazji: przez te pare dni odsetki mi narosły, aż do 1p:)
A kupiłem sobie karkówke, bo była na nią niezła promocja:) Jutro na obiadek też mam. Naprawdę duże dwa ładne kawałki mięsa. Nie ma to jak supermarkety.
Cóż co zjadłem na obiad można się domyślić. Potem był telefon z życzeniami do domku i do babci.
Popołudnie skończyło się tym co zwykle czyli XSLT. Całkiem nieźle poszło, poza tym, że szajba nam odbijała. Powiedziałem Łukaszowi, że ma śliczny brzuszek itp.;)
To tyle na dziś.
p.s. Teraz skypuje z Patysiem:)

poniedziałek, marca 06, 2006

Weekend -druga polowa

Ponieważ nic nie robiłem jak był tata, co chyba można uznać za słuszne:) Dzięki temu już wczoraj mogłem się zabrać do pracy. Na tapecie był projekt z Javy. Troche on śmieszny pod pewnymi względami, ale co to dla nas informatyków z MiNI. Pomęczyliśmy troche Poseidona i trochę go jeszcze trzeba będzie domęczyć. No cóż jak trzeba to trzeba.
Dziś znów wróciło na tapete wróciło XSLT. Ja już na nie patrzeć nie mogę. Mam nadzieje, że jutro zakończymy z tym znajomość. Wiem, że się łudze, ale trudno.
Wieczorem oglądałem film o gejach-kowbojach. Nawet całkiem całkiem, ale trochę się dłuży. Chyba bardziej łamie schematy, niż jest dobrym filem. Tak czy siak było miło.
To tyle.