piątek, czerwca 02, 2006

Birmingham czyli dzien dziecka

Z okazji dnia dziecka pojechałem do Birmingham. Gdzie to jest? Odpowiedz brzmi chyba już w Szkocji (bo był tam Bank of Scotland). Tak czy siak mozna zobaczyć tu. No to wszystko jasne :) W sumie to tu mógłbym skończyć posta, ale powyżywam się trochę na dwóch polskich kujonach, żeby wiedziały co straciły. W sumie to pozostali Polacy ani inni obywatele świata też nie chcieli, więc pojechałem sam.
Po pierwsze pobutka o 6. Strasznie nie? Ale warto było. Za wycieczke zapłaciłem dzięki temu tylko 5 funciaków. Tak 5 funciaków - znaczy się za sam transport. Wczoraj trafiłem funfare w national expressie i skorzystałem:)
Wracając do sprawy: Odjazd był o 7:50 i się udał bez problemów. Nawet cykłem pare zdjęć wiewiórek przed odjazdem. Wyjadały śmieci studentów. Dlatego są takie upasione.
Dwie godzinki i 20 minutek przez UK i znalazłem się u celu. Troche poczytałem troche pospałem. Wylazłem kupiłem mape (1 funciak). I zacząłem cykać. Kompletnie postindustrialne miasto. Nie wiedziałem nawet, że to sie tak nazywa dopóki po powrocie mój Patyś nie zaragował: "A wiesz to przecież jest takie postindustrialne miasto". Kocham Cie moje słonko, ale mogłaś mi to powiedzieć wczoraj. Choć może to i lepiej - miałem niespodzianke.
Widziałem różne rzeczy i zorbiłem troche zdjęć. Tak myśle, że akurat - około 100 (nie ma to jak cyfrówka).
Miasto dziwne: tłum centrów handlowych, sklepów i w środku tego wszystkiego np: kościół. Wygląda dziwnie. Poza tym dużo kanałów. Połaziłem, poglądałem, nawet w muzem byłem (Art Nouveau akurat się trafił) i pojechałem do domku. A jeszcze wszamałem kanapki (jedną homemade drugą kupną) i gyrosa. Kupiłem też kryminał za 1.99 - oczywiście znana wszystkim pani A.Ch. i jej ulubieniec pan P.
Po 8 godzinach szwendania się pojechałem do domu - znów widoczki UK.
No i to tyle.
A zapomniałbym oglądając Grey's Anatomy wygrałem obiad u Kristy. W zasadzie to pół obiadu, ale zawsze coś.
Jutro wizyta u D.D. w sprawie M.Sc.
Dobranoc