piątek, marca 03, 2006

Przyjazd kordynatora na wizytacje

Jak wiadomo przyjechał do nas przedstawiciel naszego macierzystego wydziału na wizytacje. Akurat nazwisko i twarz wydało mi troche znajome.
No więc tata przywiózł mi tłum pysznego żarcia: między innymi domowy chleb mojej mamy, konserwy z rybami i inne ciekawostki. Poczęstowałem jak na razie tylko amerykanów, którzy byli pod DUŻYM wrażeniem. Tacie do tego udało się kupić śledzia!! Możemy zaprosić ludzi na "polską" potrawe czyli: śledzik plus wódeczka.
W sumie to się nic specialnie nie działo, czyli zwiedzialiśmy jedliśmy itp.
No to tyle chyba. Troche krótko, ale nie ma za bardzo o czym opowiadać.

czwartek, marca 02, 2006

Wielka chata

No tak i znów nic nie pisałem, no ale w sumie to nic za bardzo się nie działo. Wtorek jak wtorek czyli Bob dopowiedział tłum rzeczy i nagle pare spraw się ostro skomplikowało - będziemy siedzieć i się z tym męczyć zupełnie bez sensu, ale jak pan każe sługa musi. Potem dziergałem poprawki do XSLT w przerwie i chyba wymyśliłem rozwiazanie, fakt faktem, że czekam z jedną rzeczą na odpowwiedź Boba, bo niechce mi się znów robić rzeczy niepotrzebnych.
Zajęcia popołudniowe się odbyły. Bawiliśmy się snifferem. Choć w zasadzie staliśmy nad człowiekiem i on się bawił. Nie ma to jak interesująca laborka.
Jednak wtorek należy do udanych dni bo zaprzyjazniliśmy się z człowiekiem z Iranu. Nazywa się chyba Farrel, ale nie jestem pewien. Mieszka tu z żoną i synem i kończy studia.
Środa. Miełiśmy pierwszy raz zajęcia z dziekanem (nie z Łukaszem). Po raz n-ty w życiu została nam pokazana tabelka funkcji logicznych, ale chyba ostatnie takie tłumaczenie miałem w liceum. Potem była zabawna przerwa, tzn. czytaliśmy na gwałt artykuł o którym mieliśmy dyskutować. Dyskutowanie to za dużo powiedzianie, bo jechaliśmy akapit po akapicie i prowadzący (dziekan lub człowiek wiewiór) pytali się nas co o tym sądzimy. Głównie wypowiadali się: Łukasz, jeden człowiek z Francji i ja też coś wtrącałem.
Z ciekawszych spraw. Będą tu na studiach mgr i robiąc 3 przedmioty w tym Java Primer zostaje się tu MSc. I jestem w sławnym Oxfordzie, a nie na badziewnej nic nie dającej PW. Coś tu ktoś robi kogoś w bambus.
Wieczorem się dowiedziałem, że w tygodniu 11-18 marca będzie tu mieszkało 5 + 3 jak narazie;)
Dziś przyjeżdza papa więc kończe teraz bo jem i pewnie po niego wyjde.

poniedziałek, lutego 27, 2006

XSLT i SVG czyli: "A ja wam mówie wszystko ..."

Dziś maiłem od rana parszywy humor. No cóż zdarza się. Może nie miałem "imprezki" w sąsiednim pokoju jak Stefan, ale jakoś tak beznadziejnie się czułem, bo zdaje się, że nie umiem wyłączyć swojej głowy na noc żeby nie myślała.
Obudziłem Stefana zgodnie z przyrzeczeniem. Z prania porannego jak zwykle nic nie było (czułem to w kościach). Byłem na zajęciach. Dziś mówiliśmy o automatach gadjących do ludzi. Od razu mi się skojarzył mój na poczcie głosowej i okazało się, że to własnie o takie i bardziej zaawansowane chodzi. No proszę. Poza tym pani stwierdziła, że my polscy studenci jesteśmy bystrzy. Miło się zrobiło.
Z kolesiem od SVG znów miałem "miłą" rozmowe. Następny pokaz odwale mu za ze 3 tygodnie , wtedy może "zauważy", że to to o co mu chodziło, bo tak wskazuje mi następne punkty w courseworku. Niby ja je widze, ale mój angielski i jego angileski to jak wiadomo dwa różne języki.
Wieczór to pranko, troche XSLT, spisanie kartki z pytaniami dla Bob'a, skypowanie, obiadowanie.
Kurcze cały dzień mam ochotę kogoś kopnąć (najlepiej takiego miłego słodkiego angola, który się mnie spyta: "Hi! How was your weekend?"). No cóż może jutro będzie lepiej.

p.s. Co będziemy dziś robić? Jak to co Pinky, to co robimy co dzień: BĘDZIEMY ZDOBYWAĆ ŚWIAT!!

Relatywna niedziela

Jak spojrzeć na nasze ostatnie posty to wiadomo piszemy XSLT. I wczoraj myśleliśmy, że doszliśmy do kluczowego momentu kiedy myśleliśmy, że to co jest do tej pory jest zajebiste i jest zajebiście dobre (przepraszam za wyrażenie). Teraz małe wyjaśnienie w czymś co robimy występują punkty, mogą być one relatywne albo i nie. I właśnie rzeczą, z którą się najabardziej męczyliśmy były relatywne punkty i ich przekształcenie na globalne. Wszyscy myśleliśmy tak samo. Dany punkt relatywny odowołuje się do poprzedniego, ale nie jest tak do końca, więc tą część można można było spuścić w WC.
Jutro pójdziemy do Boba i spytamy się go jak to naprawdę jest. Niby mamy działająca wersje, ale może to tylko przypadek. Ta wersję stworzył Stefan przez przypadek, bo trochę źle wymyślił rekurencje. No coż można to nazwać szczęściem w nieszczęściu.
Morał z tej opowieści jest następujący: Jeżeli ktoś ci mówi, że coś jest relatywne to zawsze zapytaj się: A do czego? "(Też kobieta)".
Mam nadzieje, że dzisiejszy dzień będzie milszy.
p.s. Stefan znów wyczesał dobrą pizze, więc maiłem co zjeść na obiad. No dobra mam jeszcze zapasy, ale to miłe, że nie musze gotować:)

niedziela, lutego 26, 2006

Sobata pracująca

W zasadzie to wczoraj nic się nie działo. O rany ale herezje napisałem. Zostałem obudzony SMS: włącz olimpiade. No to mały klik mamy iTVP i co widzimy? No właśnie Tomasz Sikora zdobywa srebro w biatlonie:) Nie ma to jak dobra wiadomość na dzień dobry. Reszta dnia wyglądała następująco: XSLT, XSLT, XSLT a potem jeszcze XSLT, potem chwila odkrywania co tu się da zrobić VS za pomocą makr, a potem znow XSLT.
Można powiedzieć, że super ciekawy dzień. Poza tym, że stwierdziliśmy, że jedna rzecz jest do d... i trzeba ją poprawić to w sumie efekt był bardzo bardzo ok.
Potem jeszcze wieczorem poszedłem do Leszka i Łukasza i grałem tam w King of Beer (co to za zabawa w której przegrywający pije, chyba powinno być na odwrót, nie?)
Na imprezke mi się już zupełnie z nimi nie chciało iść, więc nie poszedłem.
Trochę się pobijałem i do łózia. No cóż nie każdy dzień może być taki jak piątek:)
To tyle z wczoraj. Boje się, że dziś będzie podobne:( Ale może skończymy część pierwszą dla Bob'a.