piątek, lutego 24, 2006

Melman genialnym szefem kuchni czyli dzień w Reading

Dziś jak już zapowiadałem dawno dawno temu udałem się do Reading. Pewnie nie wszyscy jeszcze wiedzą, że zyją tam dwie wspaniałe dziwewczyny: Ania i Marta w mieszakniu dla pary, bo za bardzo innego wyjścia nie miały. Każda z nich ma konkubinata, więc akurat nawet jeden z nich był. Nie na leży on do tych co biją swoje kobiety, a raczej wręcz przeciwnie. Jest to znany niektórym Luke.
Zostałem powitany na dworcu przez właśnie Łukasza, który zaprowadził mnie do mieszkania dziewczyn. Melmana jeszcze nie było (tzn. poszedł na zajęcia, ma to nieszczęście, że ma tylko czwartek wolny). Ania uraczyła mnie i Łukasza drugim śniadaniem. W zasadzie to było więcej niż śniadanie. To już była uczta. Z największych "świnstw" (bo tak by tutejsi to nazwali) był domowej roboty pasztet mamy Łukasza i konfitura śliwkowa. Angole by padli chyba trupem po zjedzeniu tego, ale mój brzusio był zachwycony.
Troche przy okazji śniadanka żeśmy sobie pogawędzili i przyszła Marta. Pierwszy raz miałem przyjemność i mam nadzieje, że nie ostatni (uwaga do wiadomo kogo: przyjedź z Anką!!przyjedź z Anką!!przyjedź z Anką!!). Trochę jej wzrok nas spiorunował za spustoszenie pasztetu (całe szczęście jeszcze jeden cały się ostał w zamrażalce).
Cóż pogawędziliśmy sobie troche na tematy jakie te uczelnie w Angli mają trudny poziom i jak to Polacy troche mają inne podejście do nauki, niż tutejsi. Tematem też były zakupy spożywcze. Krótko mówiąc: życie studenta z Polski w UK. Miło się gawędziło:)
Potem w zasadzie przyszedł czas na obiad. Jako gość pełno prawny miałem nawet prawo wyboru co chce na obiad. W roli wyjaśnienia ponieważ Luke ostatnio przywiózł troche towaru to spowodowało, że do wyboru nie miałem: makoronu z sosem albo ryżu z sosem. Prawda jest taka, że zostały mi zaproponowane placki albo schab z buraczkami i kartofelkami. Mój wybór był naprawde bardzo bardzo trudny. Głównie to wybrałem to drugie ze względu na fakt, że oni ostatnio placki jedli. No dobra było jeszcze magicznie słowo buraczki, ale ono mogło paść także przy plackach:)
Marta po prostu zrobiła super, przepyszniasty obiadek:) Luk jeszcze otworzył winko i uczta była doskonała. Mniam, mniam, mniam.
Cóż ponieważ coś kiedyś niesmiało wspomniałem o cieście to Melman postanowił zrobić biszkop z owocami. Dokładnie zrobić biszkop z owocami. I niech ktoś powie, że ta kobieta nie jest cudowna.
Więc tak Marta została czuwając nad ciastem i nad swoimi papierami a my poszliśmy do biblioteki sprawdzić czy laptopy widzą sieć itp. Zostało wykorzystane to, że informatyk przyjechał:)
Po powrocie raczyliśmy się cudownym cieplutki ciastem z lodami. Ja przy okazji pokazałem moje zdjęcia dziewczynom. Potem żeśmy pogadali, poskypowali, sprawdzili pociągi i busy i pogadali znów. Miałem jechać busem na dworzec o 21:20, ale ponieważ się zagadaliśmy na temat edukacji w Polsce to nie zdążłem na niego, przez co Luke musiał mnie odprowadzić na dworzec. Zdążyłem akurat na pociąg i potem akurat na U1 i oto jestem znów w moim pokoiku.
Z ciekawszych wydarzeń o których nie wspomniałem bo mi uciekły:
1) Bilet jeżeli jade dziś i wracam dziś kosztuje 9-10 funtów w zależności czy w szczycie czy poza. Jeżeli wracam jutro to bilet już kosztuje conajmniej 17 funtów!! Dlatego nie zostałem na noc i dlatego jechałem z samego rana i wracałem prawie jak się najpóźniej dało
2) Nie zwiedziłem za bardzo Reading bo padał śnieg i trzeba było troche pogadać, bo dawno się nie widzieliśmy
3) Jadąc pociągiem przypomniały mi się czasy kiedy to byłem w Londynie te pare lat temu na kursie językowym i jechaliśmy do Cambridge. Po prostu pociąg był identyczny
4) Zaprosiłem dziewczyny na czas kiedy to będzie tu Maria na rewanż:) Melman coś się opiera, ale mam nadzieje, że jednak przyjedzie. Jak nie to następnym razem.
5) Czuje się super po dziejszym dniu.
Na koniec jeszcze jedno zdanie:
WIELKIE BRAWA DLA SZEFA KUCHNII!!!!!!!!!!!!!

czwartek, lutego 23, 2006

XSLT

W zasadzie dzisiejszy dzień to dla mnie tylko XSLT. Wpierw siedziałem rano sam. Potem po południu siedzieliśmy wszyscy. W zasadzie cały dzień rzucaliśmy mięsem. Jakie to miłe i przyjemne. Ale w końcu Stefanowi sie udało. Doprowadził to do postaci do której chcieliśmy. Jeszcze ze dwa przekształcenia i będziemy mieli to do czego dążym. Potem odwrócić nasze działanie i wrócimy do podstawowej formy, czyli znów pewnie będzie to pare godzin, ale co tam. Damy rade! Przy okazji: chłopaki strasznie sie polewali z tego jak w którymś momencie na temat jakiegoś naszego pomysłu powiedziałem: "Ale to głupie". Mówiąc uczciwie to nie wiem dlaczego. Choć to pewnie wina odmóżdzenia po XSLT.
Najważniejsze, że jutro mam dzień wolnego i jade do Reading:) Superb. Bardzo bardzo mnie to cieszy. A zapomniałbym Stefan zrobił dziś też frytki za co wielkie mu dzięki.
No to tyle.

Filozficzne dyskusje

Wczoraj "kłóciłem" się z Łukaszem (plus z 1/2 * Leszkiem) na tematy różne. Nie znają mnie jeszcze od tej strony, więc nie wiedzieli, że lubie sobie podyskutować. Ponieważ jak wszyscy wiedzą jak się wszyscy zgadzają to nie ma dyskusji, więc ktoś musi mówić nie:) Teraz bedzie wywód logiczny. Fakty: lubie dyskutować, to samo zdanie u wszystkich == brak dyskusji, im większa różnica zdań tym lepsza dyskusja. Wniosek: czasem trzeba nagiąć swoje poglądy i dodawać nowe rzeczy do argumentacji i wychodzi świetna zabawa:)
Łukasz opisał o czym dyskutowaliśmy (i doszedł do słusznego wniosku) w tym poście ( a zapomniałem treść linku powinna być znacząca jak mnie ostatnio uczyli, więc informuje wszystkich że jak się kliknie na słowa od "tym", aż do końca bieżącego nawiasu to się przejdzie do innej strony), więc sie chyba nie będe powtarzał. No może krótko tematem dyskusji były: poziom edukacji matematycznej i brak wyboru w szkołach (już dużo o tym dyskutowałem po obu stronach, więc dużo argumentów znam;)), polityka (no wiadomo tu to można sobie pofoglować ile się chce a i tak będzie dobrze), nasz macierzysty wydział (tu jestem niezły) kontra inne wydziały bardziej/mniej fajne (tu natomiast bardzo dużo różnych dyskusji słyszałem, a czasem się nawet udzielałem - nie ma to jak dobre znajomości). Mówiąc uczciwie to na pewno coś jeszcze było, ale nie pamietam. Szkoda, że nie mam sumienia, żeby zostać politykiem, bo na pewno miałbym niezłą zabawe dyskutując o tak poważnych tematach jak becikowe. No dobra to tyle.
Z innych spraw: nie udało nam się znów dostać na angielski i to chyba rozwiązało ten problem definitywnie. Stworzylem też dokument dla Bob'a i pewnie dziś go będę poprawiał i dodawał różne dodatki. Format mamy wspólny - hmm, ciekawe dlaczego?
Wieczorem Łukasz z Leszkiem zabrali mnie na impreze po raz pierwszy. Już nie mogę pisać, że mnie nie zabierają, więc nie będę więcej o tym pisał, bo już mnie raz zabrali;)
Wpierw była wódeczka 3 polaków + francuz, a potem poszliśmy na Fubar do Student Union. W sumie ok. Jak na tutejsze warunki to nawet cenowo w porządku;) Z ciekawszych rzeczy: zapamiętać nigdy, przenigdy nie iść do klubu we Francji bez własnego alkoholu, bo jest kosmicznie drogi. Bawiłem się niezle, aż stwierdziłem, że pora się zmywać. Ponieważ kolegów zgubiłem jakiś czas wcześniej to im nawet cześć nie powiedziałem:( Ale dzieki wielkie za zabranie mnie na impreza.
To tyle o wczorajszym dniu. Dziś mnie czeka XSLT a jutro wyjazd do Reading na polskie jadło:)

wtorek, lutego 21, 2006

Wtorek wieczór

W zasadzie to miałem pisać o szkole. No dobra dwa zdania: Bob pokazał nam lepsze piękniejsze i szybsze parsowanie stringa za pomocą wyrażeń regularnych i co więcej powiedział, że możemy tego użyć choć Microsoft się na to wypiął. Druga sprawa to, że koleś od SVG okazał się niezłym specialistą od kryptografi - pokazał nam nawet swój system oparty o frakatale (kto by się tego po nim spodziewał). Powiedział mi jeszcze, że wyśle mi liste pokoi, którą mam zawrzeć w mojej mapie. To tyle.
Czas na popołudniowy-wieczór. Po pierwsze strasznie się obżarłem. Wpierw zjadłem pare rzeczy na zakupach, a potem strzeliłem sobie dość sporą porcje chińszczyzny. Troche potem nie mogłem się ruszać.
Stefan wstał co uznaje za super sprawe. Teraz on mi będzie robił zakupy. No dobra żartuje sobie:)
Poskypowałem troche jak to zwykle. Obczaiłem te metody do wyrażeń regularnych. Jeszcze jedną rzecz musze się dowiedzieć i będzie super:)
Obejrzałem Monka i z zamiarem pójścia się napić przed snem poszedłem do kuchni. Wróciłem po 2 godzinach i interesującej rozmowie na różne tematy z Sebastianem i Kristą. Oboje się zaszokowali jak im powiedziałem, że u nas ściągaie to normalka. Natomiast oni mnie zaszokowali, że tu trzeba siedzieć przez CAŁY egzamin. Nie można wyjść po godzinie. Poprostu musisz dosiedzieć do końca. Czasami w połowie jest przerwa i wtedy możesz wyjść. Co za paranoja.
Poza tym dowiedziałem się już, że zwykłym amerykanom wojna w Iraku odbiła się czkawką. Wiecie dlaczego? Bo benzyna wzrosła o 75 centów na galonie. I tak jest taniej niż u nas. Ale do tego zdążyliśmy się już przyzwyczaić. Dobra mykam spać bo jutro na 9 do szkółki.

poniedziałek, lutego 20, 2006

Początek tygodnia

Dzisiejszy dzień zaliczam zdecydowanie do udanych: załatwiłem tacie nocleg na jego "wizytacje z Socratesa", odebrałem karte z banku (napisałbym kredytową, ale nie do końca wiem czy jest ona nawet płatnicza), pogadałem z upier.. kolesiem z SVG i dowiedziałem się, że jak napisze mniej niż 5 stron o tym co zrobiłem to też będzie ok - hurra, zrobiliśmy pranie. Pełny sukces. No dobra troche przesadzam pare rzeczy nie poszło po mojej myśli, ale co tam.
Popracowaliśmy też troche nad XSLT. Piękna technologia, która jest w modzie. No prosze tylko, że doprowadza mnie jak na razie do szału. No cóż.
Na zajęciach dowiedzieliśmy się za to, że Bob (ten koleś od Hi Bob z pierwszego tygodnia) jest odpowiedziałny za jeden pion stadaryzacji w W3 a Duce za drugi. Już nie pamiętam, który stawrza SVG, ale jeden z nich. Nie dziwne, że tak promują swój produkt:)
W zasadzie to nic więcej się dziś nie działo, więc tu chyba zakończe. A może jeszcze jedna uwaga. Dziś pani Zajcek (prowadziła właśnie z nami zajęcia) zdecydowanie nie mówiła Hi do spóźniających się, a Leszkowi i Łukaszowi zwróciła uwage jak szeptali coś między sobą. Poczułem się zdecydowanie jak na normalniejszych zajęciach;)

niedziela, lutego 19, 2006

Niedziela

Wczorajsza impreza zdecydowanie nie przypadła mi do gustu i spałem już o 12, no dobra nim zasnałem to pewnie była 1. Hałasy trwały przez całą noc, ale nie przejmowałem się nimi za bardzo i grzecznie sobie spałem.
Dziś rano wstałem dość wcześnie bo około 9. Mówiąc ucziciwe to strasznie długo się zbierałem, no ale o 11 z minutami opuściłem mój segment. Celem moim był kościółek. Niestety nie zwróciłem uwagi na to, że ten któy myślałem, że już jest katolicki okazał się paris churchem. Cóż było robić. Udałem się na piechote do centrum. Znalazłem między innymi ogród botaniczny i pare innych ciekawostek. Stierdziłem, że brakuje mi dobrego przewodnika i chyba będę musiał sobie z Polski zamówić:) (Pewnie tata będzie jednak miał co wieść). Po wizycie w centrum postanowiłem troche nałożyć drogi, bo w koncu gdzie miałem się spieszyć i polazłem przez to mini-Tesco co byłem w nim wczoraj. Musiałem wykonać bonusowe zakupy, o których zapomniałem (tzn. oliwa dla mnie i Actimele dla Stefana).
Idąc sobie spokojnie ulicą sklepową, bo tam są w miare normalne sklepy, nagle migneło mi Tyskie. Stwierdziłem, że jestem jakiś dziwny i pewnie się pomyliłem. A jednak NIE!!! Wróciłem i patrze, że jest sklep z papu z wschodniej Europy. Zakupiłem więc sobie kisielek Winiary z Polska, a widziałem takie smakołyki jak szprot w oleju:). Co do chlebka nie byłem przekonany, ale pewnie się skusze niedługo. Jedyna wada tego sklepu to ceny. Jest zdeka przebicie cenowe, bo za mój kisielek zapłaciłem pół funciaka. Ale czego się nie robi dla smakołyków!!!!
Wieczorek spędziłem na pokazywaniu się w kamerce przez Skype, którą zabrałem od Stefana. I rodzice i Patyś się ucieszyli, że mogą mnie zobaczyć. Patysiowi zrobiłem też mała wirtualną wycieczke po moim pokoju. Komentarz był jeden: ale masz burdel. No cóż ma racje. Trzeba tu zrobić porządek.
Potem z Sebastianem i kolesiem LA wpierw oglądałem końcówke jakiegoś filmu, a potem sobie pogadałem. Dowiedziałem się np ile kosztował laptop w Hong Kongu. Jest to Dell ma 2GB ramu, 2,5GHz, 80GB dysku i tłum cudnych dupereli takich jak karta graficzna. Ktoś się chce pokusić o wycene? Prosze bardzo. Ja napisze to jutro w komentarzu.
Co do kolesia z LA to zmieniłem zdanie. Zdaje się, że jest podobny do Daniela. Tzn. pierwsze wrażenie ma zdecydowanie złe, a potem okazuje się, że to super człowiek:)
No dobra to tyle na dziś.