piątek, lutego 10, 2006

Piatek - całkiem przyjemny dzień.

Dzien minał mi bardzo miło. Wpierw udało mi się dzięki pomocy mojego taty skompilować jedną rzecz na serwerze omega (bedzie mi to potrzebne do mgr'a). A potem poszedlem na spacer. Nie miałem jakiegoś konkretnego celu. Tak po porstu się włóczyłem po okolicy i cykałem zdjęcia. Wyszło ich 40 pare, więc można by powiedzieć, że troche zrobiłem.
Przy okazji znalazłem jeszcze jeden supermarket zdecydowanie bliżej niż TESCO:) Very good:)
Zaszedłem też do biblioteki i pożyczyłem Animal Farm Orwell'a. Już prawie całą przeczytałem, bo nie ma to jak dobra książka:)
Na obiadek zrobiłem sobie brytyjskie kartofle, które są zdeka olbrzymie i smakują inaczej. Ciekawe dlaczego i czym spowodowana jest ta różnica. Hmm może jednak nie chce tego wiedzieć.
Wieczorem dzięki mojemu laptopowi obejrzałem sobie część otwarcia igrzysk. Na początku miałem problem bo TVP stwierdziło, że nie jestem w UE:) Co tam najważniejsze, że widziałem zapalenie znicza:)
To tyle. Mykam poczytać i spać bo jutro spacerek i zabieramy się za pierwszy projekt, bo trzeba to po prostu zrobić i mieć to zgłowy.

PIZZA

Pojechałem do TESCO rano wczoraj między innymi po to, żeby kupić skłądniki na pizze. Dokładnie PIZZE. Piotrek, który ogólnie mówi, że nie umie gotować pochwalił się, że to akurat umie. Zajeło to troche ale była super przepyszna. Niestety starczyło tylko po dwa kawałki na każdego (kawałek równa się 1/4 blaszki:) )
Mniam mniam i byle tak dalej. Bardzo udany wieczór dnia wczorajszego.

To co sie działo, jak mi sie nie chciało

Ponieważ ostatni post miałem na temat wtorku, a dziś już piątek mamy to tak się głupio zrobiło. Całe szczęście historia jest spójna z środy i czwartku i opowiada o magicznej krainie, gdzie każdy może mieć konto bankowe.
Po zajęciach w środe odebraliśmy magiczny papierek z uczelni, który potwierdza, że jesteśmy studentami. Mała uwaga dostaliśmy je na te legitki, na których nie mamy wybranych żadnych modułów. Kto by się jednak tym przejmował.
Razem z Piotrkiem pojechaliśmy do centrum i poszliśmy do Lloyds Bank (tego znanego ze wszystkich książek). Okazało się, że nasz magiczny papierek jest w zasadzie ZŁY. Informacje są wmiare poprawne, ale jakiś drobnych szczegółów brakuje i forma się nie podoba. Cóż było robić - poszliśmy do konkurencji, czyli mniej znanego NatWest. Tam nam przemiła pani powiedziała, że ten magiczny papierek jest dokładnie tym czym potrzebują, ale musi on być zaadresowany do ich banku.
Wróciliśmy, więc do miejsca gdzie wydali nam magiczny papierek i tłumaczymy jaka jest sprawa. Uprzejmy pan nam powiedział, że on nic innego nie może nam wydać. Zaczałem mieć ochote kogoś strzelić, znaczy się grzecznie z nim porozmawiać. Powiedział on, że coś innego może nam wydać tylko nasz Wielki Personalny Magik. W próbie desperacji zeszliśmy na dół, gdzie są takie dwa okienka do wydawania kasy z NatWest. O dziwo tam można założyć konto, z tym że panie się własnie zamykały. Tu można zakończyć dzień środe. Jeszcze tylko wypełniliśmy papiery potrzebne do otwarcia konta.
W czwartek rano pojechałem do Tesco, bo nie miałem już w zasadzie nic do jedzenia, a Piotrek był na zajęciach. Moja podróż była owocna, ale chyba nie warta opowieści.
Potem zaczął się znów BANK. Okazało się, że strasznie istotne jest jakie mam konto i co to za konto itd. Co to ich kurna obchodzi???? Po drugie tu się nie da załóżyć konta bez angielskiego numeru telefonicznego. Za pomocą powrotu do akademika udało się. Decyzja będzie w poniedziałek - wtorek. Własnie nie konto tylko decyzja. Zobaczymy.

wtorek, lutego 07, 2006

Wtorek czyli długie zajęcia

Dziś obudziłem się koło 5:20. No cóż w starym dobrym polskim czasie oznacza to 6:20 czyli zupełnie normalna godzina wstawania. Pobijałem się w łóżku gdzieś do 6:30 i poszedłem do kibelka, gdzie wisiała kartka od Kristy (ta dziewczyna z USA) z propozycją wspólnej zbiórki na papier do WC, płyn do mycia naczyń itp.
Potem zabrałem się za jakieś pierdoły, ale dzieki telefonowi od Stefana na 8:15 byłem gotów. Chłopaków nie było, ale pomyśleliśmy, że jak zwykle dogonią nas w drodze na przystanek. Autobus (ciężko takiego dużego vana nazwać autobusem, ale maił napis U1) przyjechał, więc wsiedliśmy. Chłopaków coprawda nadal nie było.
Po pierwszych dwóch godzinach wykładów pojawił się Łukasz, a po 4 Leszek. No cóż jak ktoś nie używa budzika to czasem się tak zdaża;)
Laborki za to były dziś bardzo fajne. Może to co będziemy robić na projekcie nie należy do najbardziej ambitnych, ale cóż takie życie.
Niestety jutro muszę koniecznie wybrać się do Tesco, bo mi się trochę jedzenie skończyło, a chleb z Tesco troche stał się GreenPeace:) Musze sobie kupić mniejszy.
To tyle.

Uzupelnienie dnia wczorajszego

Wczorajszy dzien byl dla mnie dosc dziwny. Jeszcze nie czulem sie super, ale bylem uparty i poszedlem na zajecia (czasem to przydalo by sie mnie strzelic).
Rankiem zalatwilismy zapisanie na zajecia, wiec juz jestem oficialnie studentem tutaj. Hurrrraaaaaa!!!!!!! Potem dowiedzieliśmy się, że to jednak nie koniec bo jednemu kolesiowi nie podoba się to, że mu wparowały 4 dodatkowe osoby na zajęcia, ale jak to powiedziała pani z dziekanatu to sprawa miedzy naszym tutorem a tym kolesiem (dokladniej Stańczakiem a dziekanem). Mam nadzieje, że nie będzie z tego jakiegoś bagna.
Po zajęciach już nie wiele pamiętam. Przyszedłem. Ledwo nei zasypiając ugotowałem sobie obiad. Władowałem się w wyro i obudziłem się 2 godziny później:)
Poskypowałem i poszedłem spać dalej. Dalsza część w następnym poście.

poniedziałek, lutego 06, 2006

Spóźniony niedzielny post

Wczoraj w zasadzie większą część dnia przeleżałem w łóżku. No proszę, w Polsce ostatni raz byłem chory pare lat temu, a tu takie kwiatki. Całe szczęście już czuje się w miarę dobrze:)
Poza ambitnym zajęciem, dokonaliśmy jeszcze prania. Nie jest to najtańsza impreza na świecie. Pranko kosztuje 1,5 funcika + 20 penów za jakiś luksus (Leszek twierdzi, że za zablokowanie drzwi pralki). Suszarka jest już zupełnie dziwna, bo wpierw wrzuciliłem 1 funciaka, co dało 15 minut suszenia, potem Stefan wrzucił 50 penów co też dało 15 minut suszenia, a na końcu wrzuciliśmy 20 penów co również dało 15 minut suszenia. Następnym razem zaczniemy chyba od 1p.
Pranie jednak nie było głównym wydarzeniem dnia, ponieważ zostałem zaproszony na obiad:) Łukasz zrobił przepyszne naleśniki. Wielkie brawa dla niego. Były bardzo bardzo pyszne. Taki luksus nie zdarza się tu na codzień. Jedyne co zaliczyliśmy na minus to farsz z sera, ale to wina tych angoli bo mają tylko taki gramulkowaty. Następnym razem jemy tylko z dżemem. Mniam mniam:)