poniedziałek, maja 29, 2006

Wycieczka do Reading 2 czyli duzo przygod [relacja Melmana]

A oto cała historia widziana Melmanią parą oczu…

Sobota, 5 rano, rozpluszczam nerwowo oko (z reguły mi się to nie zdarza)… ‘zaraz’…myślę… ‘dzisiaj mamy gościa’…ale chwilkę potem zapadam w głęboki sen.

Sobota, 8 rano, rozpluszczam oko… patrze, Ania na paznokciach krząta się po pokoju najwyraźniej szykując się do wyjścia po Stappa na stacje. Jako, że zostałam miłosiernie zwolniona z obowiązku (miłego oczywiście) towarzyszenia Ani i Stappowi w przedpołudniowych (dla mnie środkowo-nocnych) szwendaniach się po pięknym Reading, nakrywam się kołderką z perspektywą min. 3 godzninnej dalszej drzemki (yeah…that’s so melmanish:)

Sobota, 9 rano, dzwoni Skype, ‘jeeeezu’…myślę sobie, ‘czy Ci ludzie nie mogą dzwonić za dnia!!!!???’, zwlekam się z legowiska, odbieram, Lukasz Sz. 9:20 ucinam sobie z nim pogawędę, ale muszę ją przerwać, bo nagle dzwoni tel. stacjonarny. Odbieram… Ania???? Loko oświadcza mi zaniepokojonym i spanikowanym głosem: ‘Zgubiłam Stappa, on ma mape, więc pewnie zbliża się powoli do nas do domu, ja wracam na piechtę, może spotkam go podrodze…’. ‘Chwila’…myślę (bo w nocy, w okolicznościach mocno piżamowych myśli mi się nienajszybciej…). Nagle trzeźwieję, RANY!!!! Ja tu z kołtunem na głowie, w piżamie, legowisko rozgrzebane, lekki nieład w całym domu, a ten ma tu za chwilke być!!!!!????????

Sobota, 9:40 (uwierz w to czytelniku bądź nie) siedzę zdyscyplinowana na kanapie w dużym pokoju (ogarniętym). Wykąpana, ubrana, wyczesana, łóżko posłane, śniadanko zjedzone. Każdą komórką swojego ciała z dumą wysyłam message : ‘Cześć, jaaaaa? A nieeeee, ja mam tak zawsze, taaaaak, taki skowronek poranny ze mnie :) śniadanie? Nieee, dzięki, już jadłam itd…

Sobota, 10:20, wpada Ania, omiata nasze lokum rozbieganym wzrokiem ‘Jest?’ pyta desperacko. ‘Nie ma’mówię zawiedziona… Reszta relacji pokrywa się już z relacją Loko.